Kamfusuzu
Administrator
Dołączył: 30 Cze 2007 Posty: 555
|
|
|
|
Kreeth:
Powoli zatapiałeś sie w zieleń dżungli, a kilka kroków za sobą zauważyłeś Korneliusza który nie miał już gdzie sie wtopić w otoczenie. Gdy mu sie przyjrzałeś, masz wrażenie że czuje pewien dyskomfort, a może nawet strach w dżungli? Zerknąwszy jednak na ciebie, powrócił do swojego ponurego wyrazu - Idź za mną, żołnierze są niedaleko - Po czym wyprzedził cię i zszedł z ścieżki. Mijaliście krzaki, drzewa, krzaki... Trudno było je rozróżnić od siebie, a po chwili miałeś nawet wrażenie że nie wiecie gdzie idziecie - Hmm... Gdzieś tu... - Korneliusz chyba też nie za bardzo... Zwolnił kroku, jednak w pewnym momencie przez drzewa dało sie usłyszeć jakieś rozmowy - Tam - I chyba to tylko one ujawniły pozycję żołnierzy. Nie były to na tyle głośne rozmowy aby dało sie je usłyszeć w mieście, jednak mało dyskretne. Zauważyłeś jakąś sylwetkę opartą o drzewo, minęliście jednego żołnierza który pilnował reszty, choć właściwie... To był na granicy snu, a dopiero gdy obok niego przeszliście was zauważył. Korneliusz spojrzał na niego groźnie, jednak nic nie powiedziawszy szedł dalej aż po chwili dotarliście do waszego obozu. Żołnierze znaleźli kawałek wolnej przestrzeni, gdzie jedni grali w karty, kilku spało, kilku rozmawiało między sobą... Pomiędzy nimi zauważyłeś nawet stos gałęzi, widocznie są już przygotowani na noc. Kilku żołnierzy którzy już was zauważyli kiwało wam głową, a Korneliusz długo nie przyglądając sie reszcie wrzasnął - Wstawać nieczujni! Kapitan przyszedł! - Gdzie zaraz wszyscy zwrócili na was uwagę. Wstali, ustawili sie w prowizorycznym szeregu, niektórzy z tyłu jeszcze sie podnosząc bądź szepcząc między sobą
|
|
Kreeth
Administrator
Dołączył: 06 Lip 2007 Posty: 156 Skąd: Akahalis, Otchłań |
|
|
|
Jacques uniósł brew. Potem się uśmiechnął. Na końcu wybuchł śmiechem.
- I wy się nazywacie żołnierzami? - zapytał po chwili opanowania. - To ma być szereg? Doprawdy... urocze. A teraz stawać w porządnym szeregu i to już! - krzyknął groźnym tonem. - Wstawć i nie rozmawiać, a szczególnie nie szpetać za moimi plecami, jasne! - kapitan odczekał chwilę, aż żołnierze się ustawią. - Nie wiem czy wiecie, ale jestem waszym kapitanem i nie mam zamiaru tolerować niekompetencji, szczególnie w obozie takim jak ten. - mówił, spacerując od jednego końca szeregu do drugiego, i z powrotem. - Ten obóz powinien być czujny cały czas. Nie wiem czy znacie znaczenie poszczególnych słów, więc pozwólcie, że wyjaśnię. Macie nie spać, nie lenić się, tylko cały czas czuwać! Obserwować okolicę, uważać na jakiekolwiek zagrożenie. Czy to jasne? Jesteście żołnierzami, na boga, a nie dziećmy bawiącymi się w wojsko! Szkoda gadać. Korneliuszu, gdzie jest ten zdrajca? Naszła mnie ochota na wyrwanie komuś kilku kończyn.
_________________ MG | Jacques Altoner | Karta Postaci |
|
Kamfusuzu
Administrator
Dołączył: 30 Cze 2007 Posty: 555
|
|
|
|
Kreeth:
Twoje słowa przywołały żołnierzy do porządku. Szereg po chwili stał sie dużo bardziej wiarygodny, a zbędne szepty ucichły. Żołnierze spoważnieli, stali na baczność choć niektórzy nawet wystraszeni. Wśród nich wyszedł, a właściwie to został wypchnięty żołnierz, choć raczej wyglądał na młodego chłopca, który - Ekhm... - Szybko po zbadaniu sytuacji zasalutował - Meldujemy sie kapitanie gotowi do manewrów! - Widocznie dowódca tego oddziału. Korneliusz spojrzał na żołnierza surowym wzrokiem, po czym zrzucił go na ciebie, jak by dając mu już wyrok. Dowódca trochę zakłopotany ciągnął dalej - Jest dzień, tteraz raczej nic nie... Ekhm, więzień? - Zerknął za ramię i wrzasnął - Słyszeliście kapitana!? Przyprowadzić nam tutaj tą szluję!! Już!! - Po czym kilku ruszyło za szereg do prowizorycznych namiotów. Dowódca lekko schylił sie z uśmiechem - Spodziewaliśmy sie że będziesz chciał kapitanie rozprawić sie z nim na miejscu, więc przyprowadziliśmy go abyś... - Gdy nagle przerwał mu głos zza szeregu - Dowódco! Nie ma go tu! Uciekł... - Ten pobladł, i upuścił z ciebie wzrok momentalnie zamilczając. Korneliusz złapał sie za głowę. Reszta stała sztywno
|
|
Kreeth
Administrator
Dołączył: 06 Lip 2007 Posty: 156 Skąd: Akahalis, Otchłań |
|
|
|
Jacques zmrużył oczy. Ucieczka więźnia bardzo go zirytowała... Najchętniej zadusiłby wszystkich obecnych gołymi rękami.
- To na co jeszcze czekacie? Znaleźć go! Ale już, wy niczego nie warte szumowiny! - krzyczał na żołnierzy, wyładowując swoją agresję. - Jeśli jest w dżungli, macie go znaleźć i przyprowadzić! Jak w ogóle doszło to jego ucieczki? Jesteście żałośni! - odwrócił się i odszedł kilka kroków. - Ty! - wskazał "dowódcę" oddziału. - Nigdzie nie idziesz. Zaprowadź mnie na galeon. Korneliuszu, zbieg z pewnością skierował się do Cru's. Jest na tyle głupi, aby to zrobić, a tam skontaktować się z burmistrzem i powiedzieć mu o nas. Znajdź go, dobrze? O ile moje przypuszczenia są właściwe. I wypatruj tego czarownika. Jeśli znajdziesz któregoś z nich, albo zabij na miejscu, albo przyprowadź tutaj, to sobie z nimi... porozmawiam osobiście. - odwrócił się. - Reszta przeszukać dżunglę, ale migiem! A teraz chodźmy na galeon. - dodał do dowódcy oddziału łagodnym tonem.
Przejście do nowej lokacji
_________________ MG | Jacques Altoner | Karta Postaci |
|